Ale, nikt nam nie będzie dyktował, jakim stylem mamy pływać
Link na vimeo:
http://vimeo.com/4841488
wojtektoman - 26-05-2009, 09:34
Temat postu:
To jeszcze moja relacja z warsztatów.
Zalane jaskinie i kamieniołomy – u jednych budzą zachwyt, u innych strach, a u innych zdziwienie – po co tam nurkować?! W miniony weekend było mi dane zobaczyć z czym to się je, a wszystko za sprawą Margity, która w odpowiedzi na pytanie o kurs jaskiniowy zaklepała mi miejsce na tzw. warsztaty jaskiniowe wg szkoły francuskiej prowadzone przez Michała Winka. Cóż - trudno. Jak się powiedziało „A” należy powiedzieć i „B”. Zawsze nauczę się czegoś nowego.
Piątek
Ostatnie gorączkowe przygotowania, żeby sprzęt był jak najbardziej bezpieczny dla mnie i innych (kask, latarki, kołowrotki itp.). Przypomnienie sobie wszystkich podstawowych procedur. Olbrzymi stres, ale też i mobilizacja. W końcu jutro i w niedzielę zmierzę się z czymś dotychczas praktycznie mi nieznanym - z nurkowaniem w przestrzeniach zamkniętych. Odkąd zacząłem nurkować niespełna 4 lata temu - marzyłem o tym, pociągało mnie to, fascynowało, ale teraz, gdy stoję przed szansą, żeby spróbować - odczuwam niepokój. Czy już jestem na to gotowy? W końcu robiony przeze mnie inny kurs (wstęp do nurkowań technicznych) nie wygląda póki co najlepiej...
Sobota
Noc była wyjątkowo krótka. O 5.00 ja i Mariusz mieliśmy wyruszyć w drogę z Warszawy, żeby być na 9.00 w Krakowie. Pogoda w stolicy nie była dobrą wróżbą na ten weekend – lało, a niebo od czasu do czasu przecinały błyskawice. Nieźle się zaczyna – prawie jak u Hitchcocka… Na szczęście w trakcie jazdy pogoda się unormowała, a po dotarciu do Krakowa na umówioną godzinę przywitały nas promienie słońca. Na Zakrzówku spotkaliśmy się jeszcze z Jackiem, chwilę później dołączył też kierownik całego zamieszania, czyli Michał.
Najpierw było kilka słów wstępu, wytłumaczenie o co chodzi w nurkowaniu jaskiniowym, na czym polega nurkowanie wg szkoły francuskiej, a potem przystąpiliśmy do właściwego działania, czyli do ćwiczeń.
Przez kolejnych kilka godzin ćwiczymy na sucho (na powierzchni):
• rozkładanie poręczówki
• podróż wzdłuż niej bez widoczności (na oczach czarna maska) – niestety rozłożyłem swoją poręczówkę na dosyć karkołomnej trasie, więc idąc w kucki co chwilę potykałem się o jakieś kamienie – a w dół było kilka ładnych metrów
• wycinanie się z poręczówki z widocznością i bez niej (bez widoczności po raz pierwszy na tych warsztatach zginąłem – wyciąłem się prawidłowo, ale uradowany tym faktem wypuściłem poręczówkę…).
Na powierzchni jest to trudne - pod wodą jest jeszcze gorzej.
Kolejny etap to konfiguracja sprzętu side-mount (dosyć minimalistyczna: brak butli na plecach - jedynie 2 małe butle boczne, uprząż ze sznurka i tego typu patenty).
Następnie to, na co czekaliśmy, czyli wejście do wody.
Pierwsze nurkowanie w Zakrzówku jest przy ograniczonej widoczności (max 1 metr - wiele ludzi, wiele kursów, więc woda jest mocno zmącona). Próbujemy poręczować. Idzie ciężko w takich warunkach, więc zrzucamy kołowrotki na dno i idziemy popływać w innej części akwenu (zwiniemy je pod koniec nurkowania). Znajdujemy platformę. Pomiędzy nią a dnem jest niewielki prześwit (nie wiem na ile wysoki, bo strach wprowadza znaczne przekłamania). Mamy pod nią przepłynąć. Luzik... do czasu. Wpłynąłem, dopływam do końca i… problem - nie przecisnę się. Dobra, spróbuję się wycofać. Nie da się. Gdzieś się zahaczyłem. Lekki stresik, ale przecież nie pokona mnie platforma - uspakajam się i z pomocą Michała wychodzę. W drugą stronę przechodzę już bez problemu. Błędem było złe ułożenie butli. Cóż, skądś wzięło się powiedzenie, że jaskinia nie wybacza błędów… Mariusz daje radę bez problemu. Jacek musi odpuścić, bo zmąciłem na tyle, że pewnie platforma była już niewidoczna.
Kolejne nurkowanie to poręczowanie i wycinanie się z poręczówki. Kamienie poręczuje mi się nad wyraz trudno (zwłaszcza gdy robi się to pierwszy raz w życiu - tzn. w ogóle poręczuje, bo wcześniej praktycznie tego nie robiłem, nie licząc poprzedniego nurkowania). Wycinanie się też poszło nienajlepiej. Nie przygotowałem kołowrotka do nurkowania i potwornie długo walczyłem z nim pod wodą – a czas uciekał nieubłaganie. W końcu jakoś tam się wyciąłem, ale trwało to potworną ilość czasu (ok. 12-13 minut). Ogólnie - bardzo dużo błędów, mała szybkość działania i refleksja - jak mało umiem...
Po części praktycznej zjedliśmy sobie na spokojnie bardzo smacznego grilla, a potem ekipa poszła raz jeszcze do wody. Ja odpuściłem, przejedzenie sprawiło, że wolałem przez najbliższe godziny unikać nurkowania. Podobno było fajnie, ale cóż – trudno.
Hitem soboty była też opowieść o jaskini w Zakrzówku. Tuż przed jednym z naszych zanurzeń zostaliśmy zaczepieni przez jakąś ekipę: „czy tylko ćwiczycie, czy jest tu faktycznie jakaś jaskinia?”. Michał w przekonujący sposób opowiedział o 300 metrach korytarza, czym wyraźnie pobudził wyobraźnię owych nurków, bo przez kolejnych kilka godzin co chwilę wchodzili do wody – przypuszczalnie w jej poszukiwaniu.
Niedziela
Dziś mamy atakować prawdziwą "jaskinię" - zalany fort wykuty ludzką ręką w skale. Akcję będziemy prowadzić w dwóch zespołach:
• Margita z Mariuszem popłyną głównym korytarzem
• Michał, Jacek i ja popłyniemy za nimi od czasu do czasu wpływając w boczne korytarze
Samochody zatrzymują się przy oczyszczalni ścieków, a dalej pieszo. I nie byłoby problemu, gdyby nie sprzęt, który swoje waży, a teren po którym przyszło nam iść też nie jest najprostszy - 500 metrów: najpierw ścieżka (to jeszcze luz), później gorzej - przez podmokły las pełen uciążliwych komarów, lekkich wzniesień, wysokich krzaków itd.
Dotarliśmy jednak szczęśliwie na miejsce. Jak się okazało - najtrudniejsze dopiero przed nami - przejście (a mówiąc precyzyjnie - przeczołganie się) bardzo niskim suchym korytarzem do wody. W wodzie już można było stanąć wyprostowanym i nawet dwie osoby mogły się minąć (z trudem ale jednak)! Woda była krystalicznie czysta i miejsce miało niesamowitą atmosferę (te obłoczki pary tańczące w świetle naszych latarek!). Ostatnie sprawdzenie sprzętu i jazda na dół (tj. na jakiej 1.5 - 2 metry)! Pierwsze wrażenie - woda kryształ (przynajmniej na razie). Widać wszystko co pozostaje w zasięgu latarek na naszych kaskach (ewentualnie HIDów trzymanych w ręce). Rewelacja! Płyniemy wzdłuż poręczówki cały czas uważając by się w nią nie zaplątać. Wpływamy do bocznego korytarza i przy powrocie z niego zaczyna się prawdziwa jazda. W drodze powrotnej widoczność spada do 0 cm! Co z tego, że wiem, że mam wyciągniętą przed siebie rękę skoro jej w ogóle nie widzę. Przykładam ją do maski - z trudem rozróżniam poszczególne palce. Nie tracę kontaktu z poręczówką - wiem, że z jej pomocą trafię do domu (jak się później okazało, gdybym za wszelką cenę nie chciał jej trzymać miałbym dużo lepszą widoczność – jakoś podczas tego nurkowania nie przyszło mi do głowy to, co oczywiste - że muli się od dna w kierunku stropu, a nie na odwrót). Raz na jakiś czas pojawiają się skrzyżowania. Na każdym z nich umieszczony jest specjalny marker w kształcie strzałki wskazujący kierunek do wyjścia - działa to na mnie niezwykle kojąco.
I tak (z krótkimi przerwami) nurkowanie wygląda już do końca. Co pewien czas do głowy przychodzą różne niepokojące myśli (np. co by było gdybym zaplątał się w poręczówkę w tak wąskich korytarzach?), ale w końcu poznaję korytarz w którym rozpoczęliśmy nurkowanie. Dopływam do jego końca... ufff powietrze. Michał pyta jeszcze, czy ktoś chce zejść jeszcze na chwilę pod wodę. Jacek nie ma już wystarczającej ilości powietrza, ja jak na debiut w klasie overhead mam dosyć. Idzie tylko Mariusz. Teraz tylko wyczołgać się korytarzem wejściowym. Sprawia to trochę problemów, bo woda obciekająca z naszego sprzętu sprawia, że wyjście staje się coraz bardziej grząskie. Jednak po kilku minutach walki udaje nam się wydostać na powierzchnię. Niedługo potem dołączają do nas Mariusz z Michałem. Podróż w stronę samochodów jest nieco łatwiejsza - naładowany adrenaliną nie czuję ciężaru sprzętu, ani upału (mimo suchego skafandra). A pozostali uczestnicy mają się chyba jeszcze lepiej, bo w pewnym momencie są kilkadziesiąt metrów przede mną.
Wniosek
Wiem, że nic nie wiem. Żeby tak nurkować trzeba mieć olbrzymie umiejętności (nie wspomniałem o tym, że poza tym wszystkim trzeba pamiętać o zarządzaniu czasem, gazami, tempem płynięcia, kontrolowaniu kierunku płynięcia za pomocą kompasu i masie innych rzeczy). Te warsztaty ich nie dadzą – Michał mógł nam tylko wskazać pewną możliwość, kierunek, lecz to, czy będziemy tak w przyszłości nurkować zależy od naszego uporu w treningu i determinacji w dążeniu do celu. Sobie i pozostałym uczestnikom warsztatów życzę, żeby jej nam nigdy nie zabrakło.
Dziękuję również całej ekipie: Mariuszowi, Jackowi i Margicie za zespołowe nurkowania solo oraz Michałowi z XDiversTeam za zorganizowanie tych warsztatów.
Wojtek Toman
Syrenka_013 - 26-05-2009, 10:18
Temat postu:
Jacku,
czaderski filmik - adekwatny humorystycznie do relacji Wojtka
Wojtku,
poplakalam sie ze smiechu przy fragmencie o 300 metrowych korytarzach w Zakrzowku....
dziekuje Wam za chwile smiechu jeszcze w dwa dni po zakonczeniu akcji
Michal Winek - 27-05-2009, 06:42
Temat postu:
Bardzo dziekuje wszystkim uczestnikom szkolenia za upor, pozytywne nastawienie, dobry humor i te winnicowe ochy i achy... bezcenne
LAST MINUTE: jest jeszcze jedno wolne miejsce na warsztaty wg szkoly amerykanskiej w najblizszy weekend (30-31 maja).
Zapraszam serdecznie.
2.0 Powered by
phpBB modified v1.9 by
Przemo © 2003 phpBB Group and little modified v 0.1 by Mariusz