Wysłany: 27-04-2006, 19:49 KONKURS - do wygrania 4 skafandry
Witajcie!
Wszystkich chętnych zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie: "Błyśnij tekstem, a potem skafandrem..."
Oto Regulamin Konkursu:
1. Przedmiotem konkursu jest opracowanie i umieszczenie na forum tematu związanego z nurkowaniem (co rozumieć należy w sposób bardzo szeroki - może to być ciekawe opowiadanie nurkowe, pięknie przygotowany opis miejsca nurkowego, opracowanie wybranego tematu z zakresu sprzętu nurkowego, ćwiczeń doskonalących technikę nurkowania i wrażeń z ich wykonania, kwestii związanych z ochroną środowiska, podwodną fauną i florą, ciekawych zdjęć podwodnych - to tylko przykłady, wybór jest całkowicie dowolny i pozostawiony inwencji uczestników konkursu).
2. Warunkiem konkursu jest umieszczenie tekstu "świeżego", czyli wcześniej nie publikowanego w innym miejscu.
3. Nagrodami są 4 nowe damskie skafandry 0.5MM THERMALSKIN FULLSUIT firmy BARE, w rozmiarach 6, 12, 14, 16.
4. Konkurs adresowany jest - ze względu na nagrody - głównie do Pań, ale brać w nim udział mogą również oczywiście Panowie - można zdobyć piękny prezent dla wybranki serca, ciotki, mamy albo innej koleżanki .
5. Post konkursowy należy umieścić na forum do dnia 31 maja 2006 r., z dopiskiem w tytule "post konkursowy".
6. Tematy będą oceniane przez jury w składzie: Agu, Dorota i Wojtek, Kjar, KrzyHo , Mirka Żytkowska.
7. Jako kryteria oceny przyjęte zostaną : "wrażenia artystyczne" - czyli sposób opracowania tematu, nakład pracy w niego włożony, inwencję autoral, czyli ogólnie pojętą atrakcyjność tekstu oraz "przydatność dla czytających" - czyli na ile temat może przyczynić się do wzrostu wiedzy czytających lub ich zainteresowania tematem.
Każdy z nas za czymś goni...każdy czegoś szuka. Ja jako młody człowiek dopiero szukam swojego celu w życiu i tak naprawde obierając jakiś kierunek nigdy do końca niejestem pewny czy jest on dobry. Obierałem ich w życiu wiele.. interesowałem sie wieloma rzeczami które tak naprawde niebyły nawet ważne i nigdy niezauważyłem że to co jest najpiękniejsze i naprawde może nadać jakiś sens życiu poprostu dać mu kolory jest tak blisko...tak właśnie nurkowanie. Wszyscy wokól mnie mówili mi że to jest piękne ale tak naprawde tylko niewiele osób wiedziało o czym tak naprawde mówi. Prawdopodobnie dlatego że nieotaczają mnie osoby zaangażowane w temacie nurkowania. To tak jakby opisywać przyjacielowi smak mango którego nigdy sie niejadło. Oczywistym wnioskiem jest to że poprostu trzeba spróbować. Więc spróbowałem. Najpierw pod opieką mojego taty wieloletniego nurka zrobiłem podstawowego nurka. Wtedy jeszcze tego nieczułem. Ale gdy zacząlem czytać info na ten temat , kupiłem swoje pierwsze abc, zacząlem nurkować na moim lokalnym akwenie poczułem to. Jak mowiłem jest to niedoopisania ale sprobuje to streścić w kilku zdaniach. Gdy człowiek znajduje sie pod wodą czuje ogromny spokój, czuje że jest w harmonii z naturą czuje że wraca do korzeni ,odnajduje siebie. Pod wodą znikają stresy, tam niema pogoni za pieniądzem stanowiskiem, niema złości, zawiści,i chaosu. Jest tam tylko spokój i cisza które są tak kojące że można nimi ukoic każdy ból. Ale woda to nie tylko relaks na weekend. To także sposób na życie. Człowiek który nurkuje uczy sie żyć w harmonii z samym sobą, staje sie naprawde odpowiedzialny, myśli głeboko nad tym co robi i ze spokojem szuka odpowiedzi. I w tej chwili dochodzę do wniosku że po wejści u na tą ścieżkę życia już z niej nie zejdę bo stałem sie nurkiem nie tylko na papierze ale także mentalnie.
Wysłany: 22-05-2006, 00:54 Tekst konkursowy - JAK ZOSTAĆ NURKIEM
Zgodnie z regulaminem konkursu wybrałam formę dowolną
Temat: Jak zostać nurkiem
Na początek
zbierz majątek.
Zaraz potem
samolotem
do Egiptu udaj się
Potem szukaj
pytaj
pukaj
znaleźć centrum
żadna sztuka.
Tam Instruktor
miły człowiek
na pytania Twe
odpowie.
Zanim wodę Ci
pokaże
najpierw weźmie
apanaże.
Potem książki
czytaj pilnie
testy zdawaj
nieomylnie.
Butla, jacket
i automat,
oby tylko
strach
pokonać.
Płetwy, maska
oraz rurka
i już mamy
prawie nurka.
Jeszcze tylko
parę
ćwiczeń,
a gdy wyjdą
znakomicie,
zyskasz całkiem
nowe
życie.
Oby tylko
nowa pianka
dobrze kryła
nam
kolanka
Bo uklęknąć
na jeżowca
może zgubić
zawodowca.
kurcze dopiero teraz to przeczytałam... ehh nie mam pomysłu i mam kupe nauki...ale to naprawde jest kuszące... ehh rzym i reszta książek idzie na półkę. Jeśli zrobię to w formie power point albo coś w innym stylu to raczej nie bedę umiała tego wstawić na forum...wtedy będę prosić Cie o pomoc...
Ps. Przypominam się o zdjęcia... może orientujesz się co z filmem ze szkolenia?
Dlaczego nurkować? Nie można nikogo namawiać do hobby oraz uprawiania sportu extremalnego. Takim sportem jest nurkowanie. Każdy sam musi zadecydować czy chce poznać świat podwodny, oczywiście wszystko w sposób bezpieczny, tylko i wyłącznie taki wariant wchodzi w grę. Jeśli ktokolwiek chce z siebie zrobić strongman’a lub supermana to niech sobie zafunduje dreszczyk emocji skokiem ze spadochronu. Każdy kto pragnie posiadać uprawnienia do nurkowania powinien przejść badania lekarskie i zapisać się na kurs, uczestniczyć w nim aktywnie, zdać egzaminy i pozostaje wyjechać na wspaniałe nurkowania do ciepłych krajów. Wyjazd musi być zaplanowany z dokładnością co do szczegółu. Po przyjeździe na miejsce, zamieniliśmy kilka słów miedzy sobą nad brzegiem akwenu w którym będziemy nurkować jako brać nurkowa, ustaliliśmy miejsce gdzie będziemy wykładać sprzęt, na szczęście było kilka udogodnień (stolik, zadaszenie, ławy). Każdy z nas, a było nas trzech zajął kawałek swojego miejsca i w wesołej atmoswerze przystąpiliśmy do konfigurowania sprzętu i spinania poszczególnych elementów w całość. Przykręcanie I stopnia redukcji do zaworów w butli , później przypięcie butli do Jacket’a oraz sprawdziliśmy ilość powietrza na manometrze. Ubraliśmy się w kombinezony półsuche i zarzuciliśmy na siebie resztę całego sprzętu, który jest potrzebny nurkowi pod wodą. Weszliśmy do wody odpłynęliśmy troszeczkę od brzegu, wykonaliśmy zanurzenie kontrolne na głębokość 3 metrów, wszystko było Ok., zaczęliśmy się zanurzać i kontrolować swoją pływalność, cały czas obserwując siebie nawzajem, wiedzieliśmy że najgłębiej na akwenie jest około 17 wiec nie wejdziemy w dekompresje, oczywiście planowaliśmy przystanek „Deco” na 3 minuty na głębokości 3 metrów. Więc mogliśmy sobie pozwolić na długie nurkowanie, oczywiście wszystko wcześniej było zaplanowane, no trzeba nurkować tak jak się zaplanowało. Oglądaliśmy wszystko co otaczało nas wówczas pod woda , wszelkiego rodzaju muszle, elementy starych zatopionych statków oraz fotografowaliśmy kolorowe rybki. Czas pod wodą leciał bardzo szybko jak bąble powietrza uciekające z automatu oddechowego ku górze, kontrolując stan sprężonego czynnika oddechowego na manometrze stwierdziliśmy ze czas zacząć się wynurzać i według wskazań komputera nurkowego który sygnalizował nas abyśmy zbyt prędko nie wypływali na powierzchnię wody kontynuowaliśmy wynurzenie, zatrzymując się we trójkę na przystanku bezpieczeństwa na 3 metrach na 3 minuty, mimo ze weszliśmy w dekompresje. Wynurzyliśmy się, pokazaliśmy sobie znaki OK i popłynęliśmy w stronę brzegu. Po osuszeniu i rozkręceniu poszczególnych elementów sprzętu nurkowego postanowiliśmy zjeść coś, udaliśmy się w stronę hotelu. Wieczorem analizowaliśmy i rozmawialiśmy o nurkowaniu i o tym co widzieliśmy i co fotografowaliśmy, każdego kto chciałby z rozsądkiem i głową posmakować nurkowania i zobaczyć wspaniały świat podwodny zachęcam do kontaktu z renomowanymi klubami nurkowymi gdzie można zapisać się na kurs, a później kontynuować wspaniałą przygodę.
Wiek: 44 Dołączył: 28 Maj 2006 Posty: 132 Skąd: Kraków/Gdynia
Wysłany: 29-05-2006, 14:08 Post konkursowy - Kasprowa Nizna
No i jak się to wszystko zaczęło (2002 lub 2001)...
Zaczęło się od spaceru po lubelskim rynku za czasów studenckich, gdzie zapędziła mnie potrzeba przewertowania miesięcznej prasy nurkowej (EMPIK). Akurat była to chyba późna jesień więc tematy głównie egipsko – chorwackie...hm standard. Ponudziłem się trochę i przeszedłem do drugiego bardzo interesującego mnie działu wspinaczkowo-górskiego. Tu o dziwo na półce napotkałem coś dla mnie nowego, magazyn „Jaskinie”. Nie minęła dłuższa chwila, chyba parę godzin, egzemplarz już został przeczytany. Głównie zainteresował mnie temat organizmów jaskiniowych (studiowałem hydrobiologię i byłem już zaawansowanym nurkiem). Nie pamiętam dokładnie, ale chyba był też tam artykuł o śpiewającym grzybie jaskiniowym. Nie należę do zbytnio rozgarniętych osób, o wyniesieniu czasopisma ze sklepu ... dowiedziałem się jakieś pół kilometra później. Oczywiście wróciłem i zapłaciłem.
Od tego incydentu można powiedzieć rozpoczęła się moja zabawa z jaskiniami, od początkowo śledziłem poczynania polskich nurków jaskiniowych głównie interesowała mnie tatrzańska działalność, oczywiście zacząłem sam szukać tematów nurkowania. Z powodów słabej lokalizacji Lublina, nurkowałem głównie pod lodem i w zasadzie w ciekawszych miejscach..., takich gdzie się da.... i gdzie formalnie można lub nie, ale nie były to miejsca gdzie nurkowali zazwyczaj wszyscy. Czas mijał, rozpocząłem kurs taternictwa jaskiniowego w Akademickim Klubie Grotołazów AGH w Krakowie. Wówczas rozpoczęła się na dobre moja przygoda z dziurami i podziemiami. Z roku na rok rodziły się nowe plany cele i były udane lub mniej udane działania. Jednak dalej było to nie wystarczające nie sprawiające mi ostatecznej satysfakcji... nasycenia.
...(2003) zrodził się temat jaskini Kasprowa Niżna, mitu legendy i wszystkiego razem. Nie wiem kiedy się to zaczęło ...ale zacząłem mentalnie, fizycznie i merytorycznie przygotowywać się do nurkowania w tej właśnie jaskini. Gotowość poczułem po około 2 latach intensywnej działalności nurkowo-jaskiniowej. Właściwie to ta zima była terminem zero.
Przeprowadziłem tam trzy nurkowania, a byłem w tej jaskini chyba 5 razy.
Pierwsze nurkowanie już opisywane było na łamach jednego z forum nurkowych (http://www.immerse.pl/forum/index.php?showtopic=51). Bardzo szybkie skuteczne, terminowo wypadało to chyba przed świętami Bożego Narodzenia 2005.
Kolejne to początek lutego, ogromna logistyka i transport. Korzystając z zimowego kursowego obozu AKG w Tatrach zebrałem ponad 12 osób. Cel … transport ogromnej ilości sprzętu itp. Zabrałem ze sobą 7 butli, był to zestaw główny 2*10L i 5 stage’y i kupa szpargałów dodatkowo.
Nie będę opisywał spraw taternickich i dojścia do otworu i trudności transportowych wewnątrz jaskini, bo w zasadzie ... po dojściu do właściwego miejsca nurkowania, ostatnią rzeczą, na którą się ma ochotę to nurkowanie. Pierwsze nurkowanie polegało na wykonaniu transportu poza miejsce o nazwie Komin Kaskaderów. Głównie chodziło o zostawienie dużego depozytu butlowego przed właściwym Syfonem Warszawiaków. Ten transport to czysta wspinaczka (ścianki i kominy w suchych partiach pomiędzy syfonami itp.). No i oczywiście bardzo ciasny Syfon Muminków. Finalnie nurkowanie transportowe zakończyło się po 2 godzinach. Byłem już zmęczony, a jeszcze kilkugodzinny powrót i pobieranie próbek (po co i dlaczego napisze później). Następnego dnia wczesna pobudka i finalne nurkowanie. Dojście na lekko do syfonu było rozgrzewające, ale czułem obciążenie dniem poprzednim. Przed syfonem odprawa i ustalenie czasu alarmowego. Bardzo szybko i sprawnie pokonałem wstępne syfony przy użyciu 2 stage’y. Wpłynąłem do Syfonu Warszawiaków (już w pełnym zestawie) początkowo syfon o średniej wielkości (2m) przerodził się w dosyć dużych rozmiarów korytarz (wrażenia estetyczne pozostawiam dla siebie i Tych co tam byli). Przejrzystość ...hm ogromna. Poręczówka była, fakt (założona pewnie jeszcze pewnie przez Starnasia), miejscami porwana i poplątana, szczególnie w dalszej części syfonu. Ta sytuacja bardzo utrudniła sprawne poruszanie się do przodu. Ciągłe plątanie się w luźno wiszące poszarpane linki. Wszystko to dodając do tego wymuszony profil jo-jo spowodowało, że kiedy wynurzyłem się w Sali urodzinowej (ciekawy panował tam klimat) nie miałem już większej ochoty na nurkowanie. Dodatkowo gdzieś w połowie długości Syfonu Warszawiaków miałem awarię przycisku dodawczego w kamizelce. Fakt zdarzał mi się wielokrotnie wcześniej więc nie odczułem tego za bardzo na psychice. Finalnie znalazłem się prawie pod sufitem.
Rozpocząłem powrót, oj długi był... sprawdziłem jeszcze 3 kominy ujściowe w Syfonie Warszawiaków. Zaplątałem się jeszcze z dwa razy w jakieś poręczówki. Kiedy wynurzyłem się na plateo wejścia do syfonu warszawiaków, byłem już bardzo zmęczony. Szczególnie dało się we znaki: profil nurkowania no i oczywiście 4st. temperatura wody. W wodzie do tego momentu byłem 2,5 h. Do Syfonu Mamuciego „zewspinałem” się nie zakładając zestawu głównego na plecy, a pięć depozytów podpiąłem do d-ringu analnego. Była to chyba jedyna możliwa konfiguracja pozwalająca na przejście bardzo ciasnego Syfonu Muminków (gdzie trzeba zestaw pchać przed sobą). Prawie w trzeciej godzinie wynurzyłem się w Syfonie Danka. Koledzy odebrali ode mnie depozyty, a ja jeszcze byłem wstanie się wdrapać z twinem na placach po 3,5m ściance. No i transport… oj ciężka sprawa. Początkowo dzielnie niosłem jakiś ciężki wór. Ulitowano się jednak przekazując mi jednak worek z papierowymi śmieciami, akcja zakończyła się o godz. 20, piciem browarów w knajpie „Pokrzep się”.
Zostało pokonanych ponad 400m zalanych korytarzy (bez płetw).
Wykorzystanych 7 butli z Nx 36.
Testowano dwa Automaty Scubatech, sprawowały się bezproblemowo.
Światło to 2*diody Aquastar (rewelacja do suchych partii) + 2*halogeny 15w
Zostały pobrane próby do mojej pracy badawczej.
12 osób brało udział w transporcie i badaniu dojścia do partii sylwestrowych szukając wraz ze mną wyjaśnienia koncepcji połączeń dolnych i górnych ciągów Kasprowej.
Oczywiście powstały plany działalności w Kasprowej w sezonie zimowym 2006-2007, będą związane głownie z kilkudniowym biwakowaniem oraz zastosowaniem modyfikowanego SCR, na który zbieram na razie kasę. Problemy nurkowe w tej jaskini są nierozwiązane i oczekują na zainteresowane osoby.
Co do stosowanych technik.
Od ponad dwóch lat stosuję do głębokich partnerskich ... głównie zmodyfikowaną konfigurację hoga..., Do samodzielnych od zawsze klasyczną francuską. Studiuję techniki nurkowe i czerpię to co mi odpowiada. Poza tym nie dopatruję w tym żadnej głębszej filozofii. Podobnie z poręczowaniem.
Obecnie mieszkam w Krakowie jestem (jaskiniowym) doktorantem na IOP PAN gdzie zajmuję się biospeleologią wodną oraz metodycznymi zagadnieniami nurtu scientific diving. Hobby to fizjologia nurkowania na gazach i gitara elektryczna. Aktywnie szkolę w CMAS, IANTD, w Klubie „Nototenia” Kraków i innych. Działam (pobieranie próbek biologicznych) solo z niezastąpionymi grotołazami AKG AGH (z nimi ponad 30 akcji przez 2 lata), czasami ze Stajnią Kleina i Xdivers Team’em.
Stopień nurkowy: Full Tmx
Wiek: 43 Dołączyła: 02 Lut 2006 Posty: 672 Skąd: Wawa
Wysłany: 30-05-2006, 10:27 Post konkursowy
Temat miał być dowolny…sposób też…w związku z czym..będzie o planowaniu nurkowania .........
Chciałabym pokazać, dlaczego warto solidnie zaplanować nurkowanie i po co to w ogóle robić Nie jest to książkowe „wypracowanie”, napisane terminologią, której wiele osób nie rozumie. To bardzo luźny przekaz…..raczej opowiadanie…..takie….gdzie siedzimy przy stoliku, z kubasem herbaty z sokiem malinowym….i rozmawiamy….
Przytulny pokój w mieszkaniu na pierwszym piętrze…miękki dywan, a na nim mały stolik, przy którym siedzimy po turecku….przyniosłam właśnie dwa duże, parujące kubki z herbatą cynamonowąi i kokosowe ciastka na talerzyku……usiadłam……patrzysz na mnie zaczepnie i mówisz „nooo mów” ……kot władował mi się na kolana…pewnie też chce posłuchać……
Tak myślę, że pierwszym krokiem przy planowaniu nurkowania winno być ustalenie jego celu….bo przecież po coś pod tą wodę idziemy Wybieramy więc „to coś” (dla przykładu wraczek) , sprawdzamy na jakiej głębokości leży (założenie 27m)…i teraz…no właśnie…należałoby pomyśleć jaki zabierzemy ze sobą gaz. Sądze, ze do spokojnego nurka do 30 metrów ( w naszym przykładzie,pływanie wokół/nad wrakiem, a nie jego głęboka penetracja, bez sapania i pracy) najlepszym wyborem będzie ean32 (nitrox- czyli powietrze o zwiększonej zawartości tlenu z 21% do 32%) . Przy tej głębokości i gazie, ciśnienie parcjalne tlenu wyniesie 1,18ata – więc ok (o tym dlaczego 1,18 jest ok, opowiem może przy kolejnym kubku herbaty )
A więc dobrze…mamy wrak, głębokość (27m) oraz gaz, którego użyjemy (ean32)….czas na czas, czyli jak długo zamierzamy owy wrak oglądać…lub jak długo możemy go oglądać, nie wpadając w dekompresję….
Zastanawiając się nad czasem, warto było by pamiętać, że nurkujemy na nitroxie, a nie powietrzu….w związku z czym czasy NDL będą inne. Najprostszym sposobem wyliczenia czasu, byłoby sprawdzenie limitów w tabelach nitroxowych i po sprawie….ja jednak, robię to inaczej….. wyliczam EAD (equivalent air depth) dla danej głębokości. Już tłumacze w czym rzecz
Dla lepszego zrozumienia tematu, spróbujmy najpierw policzyc to tajemnicze EAD….
Do wyliczeń, potrzebne będą nam następujące dane: D (głębokość podawana w metrach)
P (ciśnienie absolutne – inaczej głębokość wyrażona w atmosferach) i Fn2 (frakcja azotu w gazie – innymi słowy, zawartość procentowa azotu w mieszaninie)…jeśli wszystko to już wiemy (u nas D-27m, Fn2 w nitroxie przez nas wybranym – 0,68; Fn2 w powietrzu to 0.79)
Wszystko gra? Ok….możemy zabrać się do liczenia
Fn2(ean) x P = ? / Fn2(air)= EAD (wyrażona w atmosferach)
podstawiając dane
0,68 x 3,7 = 2,51/0,79 = 3,18ata (czyli 22metry)
Wiemy już, że ekwiwalentna głębokość powietrzna dla naszego nurka(na ean32) to 22 metry (planowany nurek na 27m).
…… spieszę z wyjaśnieniami po co to nam 8) ….otóż nitrox, stosujemy z różnych powodów, a jednym z nich jest zwiększenie bezpieczeństwa nurkowania…… jeśli nurkuję na nitroxie, a skorzystam z tabel powietrznych, wtedy ciśnienie parcjalne wdychanego azotu z nitroxu na danej głębokości, będzie równe ciśnieniu parcjalnemu wdychanego azotu na innej głębokości (powietrznej)…czyli….na głębszym nurku nitroxowym, mam takie samo Pn2 jak na płytszym powietrznym (czyli mniejszą szansę na DCS i inne paskudztwa).
Drugą sprawą jest czas. Będę nurkować na 27 metrów, ale dla sprawdzenia czasu no deco przyjmę głębokość 22 metry w „tabeli” powietrznej.
GUE stosuje zasadę, że dla 30metrów, czas no deco to 20 min (dane dla powietrza!!)…i teraz... każde 3metry głębiej to „zabranie” 5minut z czasu no deco, a każde 3metry płycej to 5 minut na plus. Tak też, dla 27m – 25min, 24m – 30min…i w druga strone 33m – 15min, 36m – 10min…..i tak dalej…..
W naszym przykładzie, EAD to 22m(zaokrąglam głebiej do 21m)………więc sprawdzamy.. …21m czyli trzy działki płycej, co daje nam 3 x 5min wiecej…..więc 20min plus 15 min = 35min……z czego wynika, że dla 21m czas no deco wynosi 35min…….czyli…..nurkując na ean32 na 27m, mój maksymalny czas no deco wynosi 35min (to samo nurkowanie na air to czas 25min, wg tabel IANTD 20min)
Dobrze….chyba się zapędziłam w rozważaniach, na temat zalet nitroxu powróćmy do tematu właściwego…
Jeszcze raz, żeby było jasne…..mając głębokość oraz gaz, którym będziemy oddychać, wyliczamy EAD, następnie podstawiamy do tabelki GUE, aby sprawdzić jaki jest nasz maksymalny czas no deco….
Dobrze….mamy gaz, głębokość oraz maksymalny czas no deco na zadanej głębokości …czego tu brakuje….hmmm….brakuje czegoś w co ten gaz zabierzemy a mianowicie butli…. No ok, ale jakich? Czy starczy nam 15tka? A może trzeba zabrać twina?
Spróbujmy policzyć pojemność butli, jaka będzie potrzebna do wykonania zaplanowanego nurkowania….
Dane: lecimy na 27m i mamy zamiar 30min zwiedzać wraczek, nasze średnie zużycie gazu wynosi 15l/min
Wiec liczymy, bardzo ogólnie…..3,7ata (27metrów) x 30min x 15l/min = 1665litrów
15 tka nabita do 200bar ma 3000l…..wychodzi, że starczy i to jeszcze z dużym zapasem………aleeeee co się stanie jeśli, gdzieś tam na dole coś się wydarzy? Zabraknie gazu partnerowi? Będzie jakaś awaria? Przecież wtedy, mamy większe zużycie własne (zadyszka/zdenerwowanie-szybciej oddychamy-wiecej „pożeramy” gazu)…a jak jeszcze nasz partner utraci go zupełnie? No właśnie…dlatego też, sprawdzając czy wystraczy nam gazu na nurka, należy wziąć też pod uwagę, sytuacje nieprzewidziane, w których będziemy potrzebowali mieć go wiecej (zarówno dla siebie, jak i dla partnera)….
Więc wyliczmy, jaki zapas, byłoby najoptymalniej wziąć ze sobą. To co będziemy teraz robić nazywamy rock bottom…..czyli zapas gazu na wypadek awarii. Gaz na którym, ja i mój partner, wrócimy na powierzchnię (bądź do pierwszego przystanku ze zmiana gazu-dla nurkowań dekompresyjnych).
Zakładamy, że jakaś awaria wydąrzyła się na 30metrach……naprawiamy awarię 1minutę, do pierwszego deep stopu idziemy 2min, na 15m/1min; 12m/1min; 9m/1min; 6m/1min; 3m/2min – czyli czas od początku awarii to 9 min (co to jest deep stop i dlaczego właśnie tyle na nim jesteśmy, opowiem Ci za chwilkę)….i teraz potrzebne gazy…..2,5ata (średnia głębokość nurka, wyrażona w atmosferach) x 9min (czas po awarii, do powierzchni) x 15l/min (zuzycie gazu) = 337,5…wszystko dobrze, ale musimy dodac do tego, ze partner jest bez gazu, czyli wisi na naszym wężu i naszych zapasach (wynik x 2) oraz, że zużycie gazu, moje jak i mojego partnera, będzie wyższe, ze względu na okoliczności (wynik x 1,5 – mniej wiecej tak się denerwujemy - aczkolwiek jest to sprawa bardzo indywidualna i należało by, znać swój stresowy sac)
Od początku… 337,5 x 2 x 1,5 ~ 1012l – to ilość gazu, jaka potrzebna jest, na wynużenie z partnerem po awarii…….
Czyli…ile gazu jest nam naprawdę potrzebne? Ano…..nasze 1665l (wyliczenie zużycia gazu na dnie) + 1012 (gaz z wyliczeń rock bottom) = 2677l
15 tka, jak już policzyliśmy, miesci 3000l……czyli gazu starczy……no tak starczy…ale gdybyśmy „wymyslili” sobie 12tke na tego nurka…..w razie awarii……średnie szanse, na bezpieczny powrot do domu (12tka=2400l)
Świetnie….wiemy na jaką głębokość idziemy, ile czasu tam będziemy, na jakim gazie i z jaką butlą….to już tylko wypada iść pod wodę …..no właśnie nie do końca…..
Jak wiadomo, wiele urazów, których możemy się nabawić podczas nurkowania, powstaje na skutek zbyt szybkiego wynurzania się. Wynika to z tego, że tkanki nasycone azotem, jeśli mają za mało czasu, nie zdążają się spokojnie wysycić i owy azot, przekształca się w pęcherzyki, tak groźne dla naszego organizmu. Powstały pęcherzyk, może „zagnieździć się” w najmniej oczekiwanym miejscu, choćby mózgu, robiąc nam duże kuku
Ok, ustaliliśmy już, że nie należy się za szybko wynurzać…..no dobrze, nie za szybko to pojęcie względne i „nie za szybko” dla każdego z nas jest…..różnie szybkie
GUE przyjmuje zalożenie, że dla nurkowań trwających do 29 min, dla własnego bezpieczeństwa, należy wykonywać 1 minutowe przystanki od 65% głębokości zalożonej (wykonanej), a dla nurkowań powyżej 30min – 1 minutowe przystanki od 80% głębokości, a od jej 65% 3 minutowe (wszystkie stopy co 3 metry).Przystanki te, zwane deep stopami, pozwalają tkankom szybkim po troszku się wysycać, jednocześnie powodując aby tkanki wolne nie mogły nasycić się bardziej – taki kompromis (o szybkości nasycania/ wysycania tkanek szybkich/wolnych – pogadamy innym razem )
Jestes chyba wzrokowcem, prawda? To narysujmy…łatwiej będzie zapamiętać…
{na prośbę KasiK uzupełniłem o treść}
(odpowiednio 65 i 80%, wyliczamy z głebokosci wyrazonej w atmosferach, tj 80% z 30m, to 80% z 4ata)
{kjar}
Dobrze…..zdaje się, że wszystkie potrzebne dane mamy, aby dokladnie zaplanować nurkowanie, więc do roboty….rozpiszmy po kolei…punkt po punkcie…
Dane: nurkowanie na 27metrów, czas denny 20min, zużycie gazu 15l/min, gaz EAN32, butla 15tka (wyliczyliśmy wcześniej, że na 30 minut wystarczy, więc z 20 minutami, również nie powinno być problemu )
1. EAD - ekwiwalentna głębokość powietrzna
0,68 (frakcja azotu w ean32) x 3,7(głębokość wyrazona w atmosferach) = 2,51 / 0,79 (frakcja azotu w powietrzu)= 3,18 ata ( czyli ~3,2 wiec 22 metry)
2. sprawdzamy jaki jest limit minutowy dla 22 metrów, odejmując kolejno trójki od 30metrów – wychodzi na to, 22 nie należy do liczb podzielnych przez 3 J, więc zaokrąglamy (głębiej) do 21m… 3 działki w dół, co daje nam, dodatkowe 15min do czasu no deco – 35 min……
My chcemy być na dole 20min, więc jak najbardziej mieścimy się w limicie.
3. Deep stopy (zakładamy, że nie wynurzamy się szybciej niż 9m/min)
20 min na dole, wiec jednominutowe przystanki będą od 65% głębokości, czyli od 14metrów (znowu ta niepodzielność przez 3 ) – zaokrąglając głębiej - od 15 metrów.
Z 27 m do 15m - idziemy 2min, na 15m/1min, 12m/1min, 9m/1min, 6m/1min i na 3metrach (od 1-3 min –wedle uznania)
Ok, teraz to, co napisaliśmy postaraj się narysować…..zobaczysz, jak spokojnie i stopniowo będzie wyglądało wynurzenie….te wstrętne pęcherzyki nie będą miały czasu się zrobić 8)
Spójrz, to samo, możemy przedstawic w formie tabelkowej
W górnym wierszu – głębokości
W dolnym wierszu – minuta nurkowania, w ktorej opuszczamy daną głębokość;
Powyższy, tabelkowy profil nurkowania, nazywamy run time’m. Jest on wygodny w odczycie i łatwy do zabrania pod wodę. Możemy go sobie zapisać w weetnotes’ie, albo na tabliczce…dowolnie
Heh……nie pozostaje nic innego, jak tylko spokojnie udać się w kierunku wody
Pamiętaj prosze, ze jestem nurkiem OWD, wszystko co wiem i co Ci teraz przekazałam, to wiadomości wyniesione z kursu i od moich instruktorów nie kursowych. Jeśli masz jakieś pytania, czy wątpliwości….pytaj…postaram się je rozwiązać…..Miej jednak na uwadze, że instruktorem nie jestem i plan nurkowania jaki przygotujesz sam, na podstawie luźno sporządzonych notatek, warto by było skonsultować z bardziej doświadczonym kolegą, czy koleżanką….i nie mówie oczywiście o sobie….. : )
Idę po jeszcze jedną herbatę….Tobie też przynieść?...........
_________________ Kasia
--
"Jedyną przeszkodą w zdobyciu przez człowieka tego, czego chce on od życia, jest często zwykły brak woli by spróbować i wiary, że to jest możliwe."
Richard M. DeVos
Nie potrafiłam zrobic tutaj akapitów, więc są przerwy...
"Nurkowanie...marzeniem..."
Siedzę na plaży wpatrując się w odległą dal…Po niebie gdzieniegdzie wolno płyną białe chmurki. Nagrzany całodzienną mozolną wędrówką słońca piasek, grzeje mnie w delikatnie w nim zatopione bose stopy. Słony bryz wieje wprost w moją twarz orzeźwiając moje myśli… Podnoszę garść złocistego piasku i powoli go wypuszczam…Z każdym ziarnem opadającym na plażę mija nieubłagalnie kolejne ziarenko czasu… Czas jak odwieczny bezlitosny bóg tego świata czuwa nad każdym z nas. Z każdym tyknięciem zegara, zabiciem kościelnego dzwonu, czy też z kolejnym wschodem czy zachodem słońca mija nasz czas, mija nasze życie. Spoglądam znów w dal i myślę jak odległa jest ta przyszłość. Zupełnie jak to morze. Teraźniejszość przecieka mi przez palce ziarnko za ziarnkiem opadając na plażę. Szum fal uspokaja moje myśli…wycisza je i wprawia w kołyszący wraz z falami rytm mego serca, i skłania mnie do marzeń. Kocham te chwile kiedy mogę być blisko morza… Mogę wtedy marzyć…
Życie jest jak bezkresny lazurowy ocean… Ta odległa dal pełna niebezpiecznych głębi jest jak rzeczywistość, taka surowa i nieprzewidywalna. Nie wiadomo co jest po drugiej stronie lecz mimo wszystko marzymy, by znaleźć się po drugiej stronie, tam hen za horyzontem, gdzie słońce jak wielki złoty denar wkładany do skarbonki chowa się by oddać panowanie nocą księżycowi. Ludzie jak okręty płyną przez nie niejednokrotnie błądząc bez map i kompasów, sekstansów i gwiazd. Niektórzy z nich boją się wypłynąć i czekają w portach niejednokrotnie nie wykorzystując szansy…dobrej pogody…jaką daje im los. Tacy są ludzie… Ich serca na masztach niejednokrotnie wiszą w bezruchu oczekują na wiatr zmian. Nie każdy z nich jest świadomy, że aby wyruszyć w podróż zwaną życiem trzeba chwycić ster w swoje ręce a żagle napełnić swoim sercem, swoimi marzeniami…
Nie każdy wierzy w spełnienie swoich marzeń bojąc się konsekwencji swoich czynów, lecz niektóre okręty wypływają dumnie z portów, kierowane siecią gwiazd dobijają tam gdzie słońce napełnia słodyczą tropikalne owoce. Żagle wypełnione marzeniami pozwalają im bezpiecznie dotrzeć do celu. Dotrzeć tam za horyzont i cieszyć się ze spełnionych marzeń. Ja uwierzyłam w swoje marzenia.
„Kim chcesz zostać jak dorośniesz?” to pytanie nie raz słyszałam będąc dzieckiem.
„Chce być kimś, kto będzie podziwiał to, co nie dla każdego jest dostępne. Chce być kimś, kto pokaże wszystkim, że warto jest żyć” – odpowiadałam z uśmiechem na twarzy.
W wieku 8 lat stwierdzono u mnie alergię. Będąc dzieckiem nie rozumie się wielu rzeczy. Tak było i w moim przypadku. Nie mogłam pojąć czemu muszę siedzieć w domu, gdy inne dzieci organizują sobie piesze wycieczki po lesie, czy też rajdy rowerowe. Mama zawsze powtarzała, że to dla mojego dobra. Spuszczałam główkę, brzdękając pod nosem, że jeszcze jej pokaże na co mnie stać. Zażywanie lekarstw było dla mnie krępujące, tym bardziej, że często musiałam zażywać je w szkole. Ciężko jest uniknąć pytań dzieci, które jak to dzieci zawsze są ciekawe: A co to? A do czego to? A czemu tak? Wstydziłam się tego…
Mając 10 lat, czułam się już dużą dziewczynką, ponieważ szłam do 4 klasy i mogłam po raz pierwszy dokonać wyboru drogi, po jakiej chce iść. Wybrałam klasę o profilu sportowym – pływacką. Czułam, że woda to mój żywioł. Czar prysł już po pierwszym tygodniu, gdy okazało się, że wysypka jaką dostałam jest następstwem mojej alergii na chlor. Pamiętam tylko ogromny żal i łzę, która spływałam po moim policzku. Właśnie wtedy sobie uświadomiłam, że tak nie może być!!! Przed oczami miałam mamusię, która zawsze powtarzała: „Córeczko, musisz mocno chcieć i dążyć do tego” Odpowiednie lekarstwa, regularnie zażywane pozwalały mi na kontynuowanie mojej ” kariery jako pływaka” Byłam niską dziewczynką jak na swój wiek, dlatego nie liczyłam na to, że będę "zdobywać góry" Przyjemność sprawiało mi pływanie i nie ważne, która byłam i tak uważałam, że wygrałam na swój sposób. Codzienne 2 godzinne treningi sprawiły, że z dziewczynki o lekko zaokrąglonych kształtach stałam się małą kobietką
W 7 klasie miał miejsce niemiły wypadek. Idąc z mamą po mieście poczułam ogromny ból w klatce piersiowej, przed oczami pojawiły się „gwiazdki” i straciłam przytomność. Badania wykazały astmę oskrzelową, którą wywołują alergeny.
Mój cały dotychczasowy świat zawalił się. Czułam nieopisaną złość, wściekłoś wręcz, ponieważ lekarz kazał mi zrezygnować z jakiegokolwiek uprawiania sportu, który wymaga dużej wydolności oddechowej. Przez dwa tygodnie nie mogłam dojść do siebie, nie chciałam z nikim rozmawiać o tym co zaszło. Nie chciałam pogodzić się z tym, że to co kocham tak nagle ma przestać istnieć. Mam o tym zapomnieć Swój żal do świata ukrywałam czytając książki. Były one dla mnie ratunkiem, ucieczką od szarej, nieznośniej rzeczywistości. Czytałam wszystko co popadnie byle tylko zająć swój czas i zapomnieć o tym, że właśnie w tym momencie moi koledzy i koleżanki mają trening. Wszystko zmieniło się po przeczytaniu książki pt.„Potęga podświadomości.” To właśnie wtedy zrozumiałam słowa Henrego Ford’a „Porażka jest jedynie możliwością, by zacząć coś raz jeszcze. Tym razem bardziej inteligentnie” Przemyślałam wszystko ponownie i udałam się do mojego lekarza. Tym razem spokojnie, bez krzyku wyjaśniłam mu ile dla mnie znaczy to co robiłam, i tak czy inaczej z jego zgodą czy bez, będę robiła to dalej. Obiecałam, że będę o siebie dbać i regularnie zażywać leki.
Choroba na którą cierpiałam przez chwilę wydawała się dla mnie barierą nie do pokonania, barierą na którą trafiła „mucha chcąc wlecieć do środka przez zamknięte okno”
Wielu z nas przeżywa największy stres, smutek, frustrację właśnie wtedy, gdy zamykają się jakieś drzwi, gdy kończy się jakiś rozdział naszego życia. Jedni poddają się i załamują…a inni szukają wyjścia.
Należę do osób, którzy znają swoją wartość, wiem na co mnie stać i wierzę, że z każdej sytuacji jest wyjście. Cały czas pamiętam pewną pocieszającą prawdę życiową: „Kiedy jedne drzwi się zamykają, z reguły otwierają się następne” Nie zawsze dzieje się to natychmiast, lecz warto wiedzieć, że tak właśnie jest. Tak zbudowany jest świat. Zrozumienie tego sprawia, że łatwiej radzimy sobie ze zmianami, a nawet z rozczarowaniami.
Ja znalazłam te „drugie drzwi”. Ciężką pracą, znów mogłam cieszyć się tym, co kochałam. Z dnia na dzień przepływałam co raz więcej. Nikt mnie nie pośpieszał, nikt się ze mnie nie śmiał. Robiłam to dla siebie, dla czystej przyjemności - wiedziałam, że potrafię. Po sześciu miesiącach codziennych ćwiczeń i regularnie zażywanych lekarstw wróciłam do drużyny pływackiej. 4 kilometry czyli 160 basenów to dystans jaki codziennie przepływałam. Byłam dumna z siebie a mój trener tylko powtarzał: „Cuda nie zdarzają się w sprzeczności z naturą, lecz w sprzeczności z tym, co o naturze wiemy”
Skończyłam 15 lat, zakończyłam kolejny rozdział w moim życiu. Szkoła podstawowa, koledzy i koleżanki ze szkolnej ławki stały się przeszłością. Dokonałam kolejnego wyboru. IV LO im. K.K. Baczyńskiego w Słupsku klasa ogólna z rozszerzonym nauczaniem informatyki i języka angielskiego. Będąc w nowej szkole nie zrezygnowałam z pływania. Zaczęłam kurs na młodszego ratownika WOPR. 3 miesiące ciężkiej pracy… to nie była już zabawa…miałam stać się kimś kto będzie wzorem, kto w potrzebie będzie pomagał innym. Holowanie „pod żuchwę”, „żeglarskie”, „mosty”, „czytając książkę”, węzły ratownicze oraz pierwsza pomoc to jedne z wielu czynności jakie musiałam opanować. Przyznam się szczerze, że nie raz przez głowę przechodziły mi myśli…kurcze nie dam rady, nie nadaje się do tego. Jednak po tych trzech miesiącach otrzymałam upragniony tytuł: „Młodszy Ratownik WOPR” Przyjmując książeczkę do ręki i składając przysięgę: „Ja Ratownik WOPR …”powiedziałam, że „Każdy ma prawo być szczęśliwy, wystarczy tylko chcieć i nie poddawać się” Co miałam na myśli? Miałam na myśli to, że każdy chce być szczęśliwy!!! Ludzie, których znam, i Ci, których nigdy nie spotkałam. Ludzie, których lubię, i Ci, których nie potrafię znieść. Ludzie dobrzy, ludzie źli…nawet ludzie chorzy…każdy ma prawo do szczęścia, bo to po prostu nieodłączna część naszego człowieczeństwa.
Teraz mam 21 lat i studiuję prawo na US. Jestem płetwonurkiem trzeciego stopnia. Należę do klubu „ Nautilus” i mam za sobą 130 nurkowań. Pewnie powiecie: „niemożliwe” tak samo jak mówili moi znajomi, nauczyciele a nawet rodzice, którzy powinni wierzyć w swoje dziecko. Słyszałam tylko: „Oblejesz, przecież chorych tam nie potrzebują” To mnie nie zniechęciło, to dodało mi siły.
Pamiętam swoje pierwsze nurkowania… jak dzieciak stawiający pierwsze kroki, trzymając się kurczliwie ręki mamy lub taty tak ja, z pomocą instruktorów odkrywałam podwodny świat.
Polskie wody może nie należą do najczystszych, ale to właśnie w nich zaczynałam swoją nurkową przygodę. Już sam fakt, że jest się kilka metrów pod powierzchnią i podziwia to, co jest niedostępne dla każdego było dla mnie niesamowitym przeżyciem…Niczego więcej wtedy nie pragnęłam, tylko być tam… Czułam się naprawdę spełniona. Sytuacje, w których podpływa do mnie rybka i puka w maskę swoim dziwnym pyszczkiem – pamiętam do dzisiaj i wspominam z uśmiechem na twarzy. Zmieszana nie wiedziałam co mam zrobić…w wodzie wszystko wydaje się większe, wiec nawet małe rybki były dla mnie na prawdę „potworami” Zdawałam sobie sprawę z tego, że to inny świat, a człowiek jest tylko gościem… gościem, który wkrada się tam i z ukrycia obserwuje życie… niespotykane na co dzień.
Małe bursztynki znalezione na piaszczystym dnie Bałtyku podczas mojego pierwszego nurkowania na wodach otwartych do dzisiaj przynoszą mi szczęście i przypominają o spokoju jaki mogę znaleźć pod wodą
Morze Adriatyckie…Chorwacja – to właśnie tam spędziłam 7 pięknych dni… I każdego odkrywałam nowe cuda natury. Nie wiedziałam na co mam patrzeć…czy na ten otaczający mnie błękit, przez który przebija się słońce, czy na ryby, których nazw nawet nie potrafiłam wymówić, czy na rośliny, które plątały mi się miedzy nogami…Tego było naprawdę dużo! Po wyjściu z wody tylko rozmyślałam, o tym co spotka mnie kolejnego dnia…co znowu mnie zaskoczy?
W wielkich kurortach na świecie można doznać wielu wrażeń, lecz żadne z nich nie może się równać z tym, co przeżyłam na małej wyspie w Norwegii. Bomlo potwierdza regułę: „że małe jest piękne...”W pełnej krasie również pod wodą ukazała się mi norweska przyroda. Skaliste, strome brzegi pionowo opadające do morza, gnieniegdzie porośnięte mchami, karłowatymi drzewami stwarzały niepowtarzalny nastrój, który potęgowała panująca wokół cisza. Spoglądałam na masy wody w górze i w dole. Od czasu do czasu mogłam „przysiąść” na półeczce skalnej i obserwować okolicę. Cały czas syciłam się widokiem porastającej skały roślinności, cieszyłam się z pierwszych kontaktów z krabami, homarami, małymi ukwiałami spokojnie spoczywającymi na dnie. Przyjemne było pływanie wśród mieniących się różnymi odcieniami brunatnic…podwodne skałki porastały rozgwiazdy, ławice małych ryb połyskiwały w promieniach światła.
Zanim przełamałam strach przed zamkniętą przestrzenią, która jest nieodłączna w nurkowaniu podlodowym, często zastanawiałam się po co to się robi? Co mogę znaleźć w zimnych i ciemnych wodach jezior? I to pod lodem? Odpowiedź już znam: „Nurkowanie podlodowe otwiera przed nami wiele dotąd zamkniętych drzwi” Pozwala nam obcować z innym równoległym światem, a świat ten jest po prostu piękny. 30 centymetrowy lód do dziś budzi grozę na mojej twarzy, ale znika ona w chwili gdy tak rzadko spotykany widok lodu od wewnątrz jest dla mnie dostępny... rozchodzące się bąble powietrza, uderzające o tafle to niesamowity widok…
Nasze marzenia są światem, w którym to, czego ślepy los nam skąpi w smutnej i nierzadko szarej rzeczywistości, tam się spełniają. Często zamykam oczy gdziekolwiek znajduję się w danej chwili i schodzę niżej i niżej… do samego dna. Tam odnajduję spokój dla mojego serca…tam nie ma pośpiechu…ludzi…ich problemów…jestem tylko ja i bezkresna głębia, niezbadana przestrzeń wołająca bym zeszła niżej.
Nie da się porównać zachodu słońca z grą barw spod powierzchni wody…To tak jakby zdobywało się górę, wchodząc na szczyt siecią jaskiń. Nie da się porównać tego świata, który zwie się codziennością z tym, co czuje się w sercu, co widzi się tam w głębi. Często nie zanurzam się w wodzie, lecz w ciszy, jaką daje przebywanie pod wodą i poznanie środowiska, które ciągle jest otwartą dla ludzkości kartą.
Lubię tak tkwić w niebiesko-zielonej nicości, obserwując jej odcienie wraz ze zmianą głębokości. W górze jest jasnozielona…żółta….potem wręcz biała…z drobnymi srebrnymi plamkami odblasków słońca na pofalowanej powierzchni. Po bokach zielona, a gdy przenoszę wzrok w dół, widzę jak zmienia płynnie swój kolor na granatowy albo czarny…
Gra barw…gra myśli…świat marzeń umiejscowiony w świecie rzeczywistym. Rzeczywistym świecie tak jednak odległym dla zwykłych ludzi, tych którzy poddali się losowi i zostali w portach jak te okręty nie bez wiary we własne marzenia. Tym dla mnie jest nurkowanie…Gdy jestem na lądzie, czasem nocą zanurzam się w pościeli by móc tam wrócić, znów poczuć tą przestrzeń dookoła, świat bez zapachu, choć pełen kwiatów ukwiału, świat, w którym cisza jest najpiękniejszą muzyką, gdzie słyszy się każdy szept swojej myśli. Dlaczego śnię o tym tak często? Sny odzwierciedlają niedosyt tego, czego jeszcze nie zdążyło się zobaczyć, w sercu zaś tkwi tęsknota za tym, czego jeszcze się nie odkryło.
Gdybym miała przekazać coś dla innych ludzi… chcących nie tylko nurkować...rzekłabym by rzucili cumy, podnieśli kotwice, chwycili ster własnego życia mocno w ręce, a żagle swoich okrętów wypełnili marzeniami, i realizowali je, by dążyli do nich, tak jakby mieli dotrzeć na drugą stronę rozległego oceanu… Póki człowiek wierzy w swoje marzenia, ich spełnienie jest możliwe. Tak jak krok po kroku spełniają się moje marzenia. Marzenia w które wierzę…
Dedykuję ten tekst, człowiekowi, który nauczył mnie wierzyć…w siebie i swoje marzenia… „Każdego dnia kocham Cię bardziej niż wczoraj, ale mnie niż jutro…”Phil Bosmans
ANIOŁEK
www.nautilus.slupsk.pl - to strona klubu do którego należę... znajdziecie tu zdjęcia z moich nurkowań...i nie tylko:)
Dołączyła: 18 Kwi 2006 Posty: 13 Skąd: Zielona Gora
Wysłany: 31-05-2006, 21:54
Post konkursowy.
Moja propozycja wakacyjna.
Temat tego postu nasunął mi sie po dyskusji na tym forum,....postanowiłam więc przybliżyć temat wysp wulkanicznych i znalazłam jakże piękny zakątek, proponuję zatem wyjazd nurkowo-turystyczny..... tropem wulkanów wokół wysp Eolskich zwanych Liparyjskimi .
Oto lekki rys geologiczny, archipelag liparyjski tworzy tzw. łuk wyspowy, powstaje on , gdy dwie ziemskie płaszczyzny zbliżają się do siebie.W największym skrócie następuje zakrywanie jednej powierzchni drugą, dzięki temu powstaje łuk wulkanów.Znanym przykładem tego procesu są wyspy japońskie i Filipiny, do tej samej grupy należy także łańcuch wysp liparyjskich., które znajdują sie blisko północnego wybrzeża Sycylii a końcem włoskiego buta.
zdjecie nr1
Idealnym rozwiązaniem jest wynajęcie jachtu oczywiście w parę osob wraz z załoga.
Rodzaj safari na morzu Tyrreńskim......Jako wielbicielka Włoch i pasjonatka nurkowania chciałabym pokazać piękno mało znanych wysp i miejsc nurkowych tego wulkanicznego regionu.Jacht okazuje sie najlepszym środkiem transportu aby odkryć życie podwodne i formacje skalne tego regionu.
Do portowej miejscowości Pizzo, malowniczo położonej w regionie Calabria musimy dostac sie najlepiej samochodem, podroż z Polski trwa dwa dni.Trudy podroży wynagrodzi niesamowity widok.... , po godzinie płynięcia ukazuje sie wyspa Stromboli,to aktywny wulkan z którego co 20-30 min wydobywa sie lawa na wysokość do kilkunastu metrów.
zdjecie nr2
Kamienie , lawa i to co sie utworzyło ciągnie sie aż do morza a pod woda widok fascynujacy.Sto metrow od brzegu na gl. 7-10m utworzyla sie polka skalna z materialu wulkanicznego,ktora urywa sie pod katem 85 stopni i opada pionowo na gl 80-90m i dalej lagdniej na gl aż 2000m.
zdjecie nr3
Przy widocznosci 30m ukazuje sie fantastyczny widok,ze sciany na gl.ok 25m wydobywa sie dym wulkaniczny.Fauna i flora to istny cud,takiej roznorodnosci kolorow gabek wodnych nie można spotkac nigdzie w rejonie basenu morza Srodziemnego
zdjecie nr 4,5,6
Dla takich widokow warto nauczyc sie nurkowac.
Na wulkan można wejsc ,ale tylko z przewodnikiem i z kaskiem na glowie to nie zarty ,bo można oberwac kamieniem lub kawalkiem rozzarzonej lawy.
Wieczorami w takich miasteczkach zycie tetni warto zajrzec do tawerny i skosztowac cos ze specjalow tutejszej kuchni...swiezo zlowione ryby duszone ,nie smazone ,na patelni na sposob wloski z ziolami sa wrecz rewelacyjne...to nalezy skosztowac.Bogactwo przybrzeznych wod obfituje w wiele „frutti di mare”jezowce,skorupiaki i mieczaki,te dania to juz wedlug uznania ....ale goraco polecam!
zdjecie 7,8
Wyspy ,ktore czekaja jeszcze na zwiedzenie to Salina,Vulkano,Panarea,Baziluzzo,Lisa Bianka ,Lisa Nerai najwieksz Lipari.
Oplywajac wysepke Baziluzzo od strony wschodniej,nurkowie natkna sie na miejsca aktywnosci wulkanicznej pod woda,cale dno babelkuje malymi pecherzykami gazu.Od polnocnej strony wyspy Stromboli znajduje sie niezamieszkala wysepka Strombolicchio,gdzie na gl.ok.30m pod woda znajduje sie pionowa sciana wysepki, porosnieta lasem gorgoni,wspanialy widok miekkich pomaranczowych koralowcow.
zdjecie nr9,
Takich widokow sie nie zapomina.Podczas kazdego nurkowania można znalezc slady aktywnosci wulkanicznej, najlatwiej znalesc na miejscu zwanym Pietra del Banio od zachodniej strony wyspy Lipari na gl.14 m znajduja sie gorace zrodla wulkaniczne,przejrzystosc wody przez to znacznie spada.
Nurkowanie na La Famiche przy w. Panarea to fascynujacy podwodny swiat formacji skalnych wysunietych gleboko w morze.Wyspa Panarea to jak w piosence .”.wyspa jak wulkan goraca..”z licznymi restauracyjkami i pizzerniami to specyficzne miejsce spotkan mlodziezy.
Czy ktos jeszcze sie wacha z odwiedzeniem tego urokliwego miejsca???
Bardzo kontrastowa wyspa jest Vulkano z wygaslym wulkanem ,ktory jednak nie daje o sobie zapomniec,wydobywajace sie gazy siarkowe tworza zolte osady zwane fumoralami, kurz, nieprzyjemny zapach siarki i ksiezycowy krajobraz z jednej strony wyspy i zbocze zupelnie inne z gaszczem roslini i lagodnym klimatem z drugiej strony ,to trzeba zobaczyc.
zdjecie nr10
Koniecznie nalezy zanurkowac w okolicach wysepek przypominajacych raczej wystajace skaly to Lisa Bianka i Lisa Nera gdzie pomiedzy nimi na gl. 25m lezy od dawna stary wrak ,niestety bez nazwy,zamieszkaly przez skorupiaki i porosty.
Klimat tych miejsc jest niepowtarzalny,kazdy znajdzie cos interesujacego dla siebie.Przeplywajac miedzy wysepkami emocji moze dodac fakt,ze glebokosc w niektorych miejscach siega 2000m i na dodatek pod woda sa dwa aktywne wulkany,ktore za iles tysiecy lat stworza nowe wysepki w tym archipelagu.Zobaczenie tylu ciekawych miejsc umozliwila podroz wynajetym jachtem 34 metrowym rejowym zaglowcem ,dlatego goraco zachecam do takiej formy spedzenia wakacji...prawda ze przyjemnie.
Pozdrawiam Bogna
( przepraszam, ze pisze bez polskiej czcionki ale tak sie przyzwyczailam)
Mam serdeczna prosbe do moderatora ,nie moge poukladac zdjec wedlug kolejnosci ,prosze o pomoc poniewaz tekst nie poparty poukladanymi zdjeciami jest malo obrazowy,dla ulatwienia ponumerowalam zdjecia i przypadajace im miejsca w tekscie)dziekuje za pomoc B.
Chcialabym opisac moje metody radzenia sobie z roznymi problemami na początku drogi nurkowej. Bylam na kursie przykladem osoby, ktorej nic nie wychodzi. Niestety moj instruktor nie byl w stanie mi pomoc. Byc moze metody radzenia sobie przedstawione ponizej sa Wam znane i nie okryje Ameryki, ale odkrycie ich zajęło mi duuuzo czasu, mam nadzieje, ze moze komus skroce droge przez meke.
Nie bede opisywala problemu z przedmuchiwaniem maski, poniewaz ten problem ma wiele osob i instruktorzy sobie swietnie z nim radza Postanowilam raczej opisac przypadki, ktore wydaja mi sie nieco mniej popularne.
Problem numer 1: oddychanie z automatu bez maski.
Problem nie polegal na zdjeciu maski. To zostalo juz opanowane. Problem nie polegal tez na otwarciu oczu. To tez dalo sie jakos przezyc. Najwiekszy problem mialam z oddychaniem. W masce oddycham ustami, bez maski oddycham nosem. Woda w nos i heja do gory. Na gorze okrzyki "nigdy tego nie zrobie, nos mi sie sam otwiera" itd. Zanurzam glowe pod wode, oddycham ustami, zdejmuje maske, oddycham nosem. Standard. Moge sie zalozyc, ze wygralabym w konkursie na ilosc wciagnietej wody do nosa. W ktoryms momencie sie wkurzylam i stwierdzilam, ze nie mam juz miejsca w calym mozgu i innych kanalach na przyjecie wiekszej ilosci wody i postanowilam sie wziac na sposob.
Rozwiazanie problemu numer 1: Przede wszystkim mowilam do siebie caly czas "oddycham ustami". Najpierw zanurzylam glowe bez maski i zatkalam nos. Powtarzam "oddycham ustami, oddycham ustami" i ok, oddychalam ustami. Nastepnie puszczalam nos na moment wydechu i powtarzam "oddycham ustami, oddycham ustami" i ok, oddychalam ustami. Nastepnie "popuszczalam" trzymanie nosa podczas wydechu i stale powtarzam "oddycham ustami, oddycham ustami" i ok, oddychalam ustami. Nastepnie co ktorys raz puszczalam na chwile palce i oddychalam ustami. Nastepnie puscilam wogole nos i oddychalam ustami. Kolejnym etapem bylo ponowne zanurzenie glowy i zdjecie maski pod woda. Powtorzylam schemat - zdjelam maske i wypowiedzialam magiczna formule "oddycham ustami, oddycham ustami" i rewelacja, dostalam litr wody do nosa... Wzielam sie na kolejny sposob. Okazalo sie, ze zdjecie maski jest polaczone z otwartymi oczami i nosem. Przy nastepnym podejsciu zdjelam maske, ale zamknelam oczy, powtorzylam "oddycham ustami, oddycham ustami" i ok, oddychalam ustami Potem zaczelam powoli otwierac oczy stale powtarzajac "oddycham ustami, oddycham ustami". Na poczatku otwieralam oczy przez okolo 2 minuty, potem poprostu otwieralam oczy, az doszlam do momentu, gdy zdjelam maske i nadal oddychalam ustami. Do dzis jednak stosuje magiczna formule "oddycham ustami, oddycham ustami". W momencie, gdy ktos w trakcie cwiczenia zrywa mi maske zdarza mi sie, ze odruchowo wlacza mi sie tekst w glowie "oddycham ustami, oddycham ustami" zanim jeszcze wezme wdech Ten tekst mnie ratuje, dzieki niemu nie zalewa mnie... Jezeli ktos z Was ma ten problem, prosze sprobowac mojego patentu, a nuz pomoze?
Problem numer 2: piwot lub tez pivot.
Okropne cwiczenie w PADI, ktore ma pokazywac opanowanie regulowania pływalności oddechem, a potrafi przyspozyc mnostwa problemow. Moim problemem nie byl brak umiejetnosci dmuchniecia w jacket naciskajac guziczek lub tez oralnie. Moim problemem bylo utrzymanie nog na dnie! Po pierwsze - nogi mi sie zginaly. Same. Naprawde same. Po drugie, lecialy do gory. No tak, nijak nie chcialy na dnie. A nogi mialy byc na dnie, bo tak! I jak tu sie skupiac na dmuchaniu, jak sie nogi nie sluchaja?
Rozwiazanie problemu numer 2: Zrozumialam, ze dla instruktora nie jest istotne, ze hoovera robie dobrze i ze umiem dmuchac. Mam nogi miec na dnie i koniec. No dobra. Prostowalam noge i reka przytwierdzalam ja do dna. Napinalam miesnie nog i posladkow, tak, jakbym chciala wbic sie w dno, natomiast reszte ciala unosilam do gory. Jakos sie udalo. Ale to byl sposob na obejscie cwiczenia. Dopiero po pewnym czasie, gdy szykowalam sie na Dive Mastera zalozylam sobie ciezarki na nogi i okazalo sie, ze wtedy cwicznie wychodzi idealnie. Tak naprawde nie jest problemem samo cwiczenie, ile polozenie nog na ziemi. Poprostu u mnie, jak u wielu innych kobiet pupa i nogi lubia isc do gory Okazuje sie, ze nasz fajniutki tluszczyk unosi nas Podczas kursu DM poznalam sposob na pomoc innym kobietom, na wykonanie tego cwiczenia. Jest to przytrzymanie leciutkie pletw do podloza, zeby nogi nie poszly do gory. Wtedy cwiczenie jest wykonane ladniutko. Na szczescie coraz wiecej instruktorow zwraca uwage na plywalnosc w toni i na umiejetnosc regulowania plywalnosci w toni, a nie trzymajac nogi na dnie basenu. Kobietki (i moze jeszcze jakis pan) - jezeli nie mozecie zrobic pivota, bo Wam nogi ida do gory, poproscie o przycisniecie pletw do podloza i sprobujcie wtedy. U kilku kobietek juz sprawdzilam, ze dziala. Moze jeszcze jakiejs pomoze? Przeciez tu chodzi o kontrole plywalnosci, a nie o nogi
Problem numer 3: zuzywalam za duzo powietrza. Było mi glupio, ze cala grupa lub tylko (?) mój partner musieli kończyć wczesniej nurkowanie, bo ja zużywałam za duzo powietrza. Podobno kobiety zużywają mniej, a ja kończyłam pierwsza. Nie lubiłam kończyć pierwsza i postanowiłam nauczyc się opóźniać finiszowanie.
Rozwiązanie problemu numer 3: najpierw starałam się „oszczędzać” nabierając powietrze i zatrzymując oddech. Szybko zorientowałam się, ze nie dosc, ze jest to dosyc niebezpieczny sposób, gdyz może spowodowac uraz ciśnieniowy pluc, do tego powoduje bole glowy. Kolejnym sposobem było obserwowanie sposobu oddychania przewodnika. Próbowałam oddychac w tym samym tempie i wdychach podobna ilość powietrza. Obniżyło to moje zuzycie, ale było malo komfortowo – było mi „niewygodnie” tak oddychac. Nastepnym sposobem było podzielenie sobie ilości gazu przez planowany czas nurkowania i trzymanie się wyznaczonego limitu. Policzyłam np. 200-50 bar = 150 bar, które mogę zużyć przez 50 minut. W związku z tym mogłam zużyć po ok. 30 bar na 10 minut. Oczywiście na początku była tragedia, bo okazalo się, ze ze 200 na powierzchni po 2 minutach mam 185 barow. Było to spowodowane ochłodzeniem butli oraz nerwowym oddychaniem na początku nurkowania. Potem nauczyłam się nie panikowac i nie denerwowac pierwszymi wskazaniami manometru i starac się „w miare” pilnowac. Okazalo się, ze mimo, ze bylam pod koniec nurkowania i powinnam mniej zużywać, bo bylam płycej, bylam bardziej zmeczona i zużywałam podobna ilość gazu. Na duzsza mete okazalo się, ze mój sposób „oszczędzania” i „pilnowania się” okazal się być skuteczny. Nauczyłam się oddychac wolniej już nie koncze pierwsza. Może sprobujesz i Ty?
Czy to wszystkie problemy? Nie... to te, z ktorymi musialam walczyc po kilka do kilkunastu godzin. Mysle, ze mialam wszystkie problemy tego swiata. Masz jakis oryginalny problem? Daj znac, pewnie go mialam i opowiem Ci, jak go przezwyciezylam. Jezeli bedziesz wyjatkowo oryginalny i znajdziesz taki, jakiego nie mialam, to napewno pomoze ktos inny. A jezeli nie, to masz unikatowa szanse podzielic sie swoja metoda i pomoc nastepnym
Stopień nurkowy: tmx, cave, ccr
Wiek: 48 Dołączył: 09 Mar 2006 Posty: 317 Skąd: Warszawa
Wysłany: 31-05-2006, 22:49 Post konkursowy
Tam, gdzie woda się miesza
- Tam tylko woda się miesza i kipi. Nic tam do oglądania nie ma – starszy pan, który dotąd interesował się głównie czarnym kocurem wylegującym się na pokładzie, nagle odwrócił się w naszym kierunku wyraźnie poruszony. – Czasem tylko ryby białym do góry wypływają i tyle z tego jeziora pożytku.
- Dziadek, nie pieprz! – sternik spojrzał groźnie na swojego pasażera. – Panowie miastowi chcą sobie zrobić kanikułę nad jeziorem, to im atrakcji nie psuj!
Starszy pan stropił się i zaczął nerwowo dłubać coś przy rowerze, który przyprowadził na przystań. Co chwila zerkał jednak to na wielki samochód z rzadko w tych stronach widywanymi numerami rejestracyjnymi, to na kocura, który wygrzewał się na rozgrzanych metalowych płytach.
Uczepiony stalowej liny prom mozolnie brnął w poprzek rzeki. Nurt nie był silny, ale styrane koła zębate mechanizmu napędowego obracały się jęcząc tak głośno, że chwilami zagłuszały pracę starego diesla, który klekocząc starał się dodać im sił. Daleko w dole rzeki tonęło czerwone słonce, a my staliśmy wpatrzeni w wyspę, która powoli rosła przed nami. Jechaliśmy przez cały dzień i ledwo zdążyliśmy na ostatni prom, choć nie miało to w sumie większego znaczenia, bo i tak czekała nas noc w namiocie. Miejsca, do którego zmierzaliśmy nie było na szlakach turystycznych polecanych w weekendowych dodatkach do kolorowych pism, więc nie spodziewaliśmy się tam eleganckiego hotelu z sauną i nienagannie zaopatrzonym barem. Prawdę mówiąc, mieliśmy ogromną nadzieje, że nie będzie tam żadnego hotelu, co szybko potwierdził ciekawski sternik, gdy tylko skończył odpytywać nas z naszych nurkowych planów oraz osiągów terenówki, którą wjechaliśmy na chybotliwy pokład jego wodnego wehikułu.
O jeziorze dowiedzieliśmy się oczywiście z Internetu. Często grzebałem w archiwach różnych grup dyskusyjnych w poszukiwaniu miejsc, których jeszcze nie odwiedziliśmy i zbiorników, w których jeszcze nie nurkowaliśmy. Od czasu do czasu udawało mi się znaleźć prawdziwą perełkę z piętnastometrową widocznością i wielkimi prążkowanymi szczupakami, ale zwykle kończyliśmy nad jakimś zielonym bajorem, którego z zupełnie nieuzasadnioną zazdrością strzegły chmary komarów. Ceniliśmy sobie jednak nawet takie niezbyt udane wypady, bo i tak były lepsze od kolejnych zanurzeń w otoczeniu początkujących adeptów nurkowania, których jedynym celem było wbicie się jak najgłębiej w muł, by móc potem pokazywać swoim szczerbatym dzieciakom komputery z zarejestrowanymi rekordowymi głębokościami.
Nie inaczej było tym razem – szczątkowa informacja o kryształowych wodach jeziora ukrytego na wyspie wystarczyła, by uruchomić naszą wyobraźnię. Fakt, że nie było żadnej mapy tylko nas zachęcił do poszukiwań, bo przecież mogło to oznaczać pionierskie nurkowania. Spędziliśmy więc kilka godzin nad atlasami i mapami, by wreszcie wbić czerwoną pinezkę w miejsce, które było celem naszej kolejnej wyprawy.
- A głębokie to wasze jezioro? - zagadnąłem dziadka, gdy sternik zniknął na chwilę w swojej budce. Miejscowy przestał majstrować przy rowerze, ale nie odwrócił się od razu.
- Głębokie, nie głębokie, a komu to sprawdzać? – wyrzucił z siebie mrużąc oczy. – Skarbów tam żadnych ni ma, więc po co licho kusić?
- A skąd pan wie, że skarbów ni ma? – wtrącił się mój przyjaciel zapalając papierosa. – Ktoś tam już szukał?
Dziadek zaczerwienił się i sapnął głośno.
- A jużci, że szukali. Czołgów albo innego żelastwa po wojnie szukali, co by do hut na przetop wysłać - … Wszędzie szukali, to i na naszą wyspę trafili. Ale skąd by tu, panie, czołgi byli? Przecie by rzeki nie przepłynęli. Głupi byli, to ich pokarało – odwrócił się i splunął do zielonej wody.
- Co ich pokarało? – zapytał obojętnie Krzysiek patrząc w stronę wyspy i zaciągając się papierosem.
Dziadek sapnął, spojrzał na budkę sternika, a potem na zbliżający się brzeg.
- Wojsko przyjechało, wojsko wyjechało, ale nie całe wyjechało i koniec historii – mruknął ze złością. – Jak panowie mocnych wrażeń szukacie, to u nas we wsi stary kowal dobry bimber pędzi. Weźcie litra, to wam się …
- Ilu się potopiło? – przerwał mu Wojtek. Nie patrzył już na wyspę, która była prawie na wyciągnięcie ręki, tylko intensywnie wpatrywał się w jej mieszkańca.
Dziadek aż podskoczył, potem spojrzał w stronę lądu, ale do brzegu zostało jeszcze kilka metrów, więc na razie nie miał drogi ucieczki.
- Pan miastowy taki mądry, co? – odzyskał nagle rezon. - To ja panu miastowemu powiem, że żaden się nie potopił, ot co! Żaden!
Chwycił rower i dokładnie w momencie, gdy prom zaszurał po dnie, zeskoczył na brzeg. Nie oglądając się ruszył środkiem wąskiej asfaltowej drogi, która niknęła w półmroku gęstego lasu. Gdy jego cień zlał się już prawie z cieniami drzew, odwrócił się na chwilę, by krzyknąć do nas ostatnie słowa:
- Żaden tam się nie potopił! – wychrypiał głośno. – Bo jakby się potopili, to by ich znaleźli, a nie znaleźli, choć długo szukali!
Sternik zaklął siarczyście i już miał coś odkrzyknąć swojemu pasażerowi, ale ten zniknął w lesie.
- Nie zwracajcie na dziada uwagi – mruknął uspokajająco. – W głowie już mu się od bimbru miesza. A nasze jezioro bardzo ładne i czyste. Miejscowi często tam chodzą i nic złego się nie dzieje, bo co niby się miało dziać? Dziadowskie bajania i tyle. A z tą zielarką to… - urwał, zaklął cicho i spojrzał na nas badawczo.
- No to już pan powie, co z tą zielarką? – zaproponowałem przyjacielsko. – Noc mamy przed sobą długą, to przynajmniej pomyśleć będziemy mieli o czym. A dobra historia przynajmniej marną kolację urozmaici.
- A tam, nie ma o czym mówić. Baby zawsze jakieś historie wymyślają, żeby dzieciaki straszyć – mruknął próbując wywinąć się z kłopotu, w który wpędziło go gadulstwo.
- Pana też straszyły? – zapytał Krzysiek z uśmiechem.
Sternik roześmiał się nerwowo, spojrzał na gęstniejącą czerń lasu i wzruszył ramionami z rezygnacją.
- Widzę, że panowie nie popuszczą, a na mnie dzieciaki czekają, wiec niech wam będzie – wyjął z kieszeni koszuli wymiętą paczkę papierosów, wysupłał jednego i zapalił.
- Podobno żyła kiedyś w lesie zielarka. Ludzie tu do niej łodziami przypływali, bo nie tylko chorobę uleczyć potrafiła, ale i urok odczynić. Albo rzucić jak trzeba było – zaciągnął się mocno i odkaszlnął wypuszczając dym. – No i jak na porządną zielarkę przystało, na sprawy ciążowe też coś zaradzić potrafiła. Przychodziła dziewczyna z brzuchem, a wychodziła z uśmiechem… Tyle, że nie zawsze tak gładko to szło.
- I pewnego razu zupełnie się popieprzyło – wtrącił mój przyjaciel mrużąc oczy.
- Ano ponoć popieprzyło do cna – sternik pokiwał głową ze smutkiem. – Młoda dziewczyna się wykrwawiła i zmarła, a rodzina tego babie nie podarowała. Ludzie się skrzyknęli, zielarkę chwycili i ją w worze z kamieniami do jeziora spławili. Ot i cała historia.
Chciał się odwrócić, ale zobaczył, że obaj patrzymy na niego wyczekująco.
- No, niektórzy pewnie powiedzieliby, że nie cała, ale to już zwykła ludzka głupota – mruknął lekko zniecierpliwiony. – Ludzie się wszędzie topią. Przychodzi lato i młodzi dostają małpiego rozumu, ot co! A jak jeszcze flaszkę zrobią, to byle kałuża wystarczy, żeby się potopili. Żadnych gusłów w tym nie ma!
Zgodnie pokiwaliśmy głowami, żeby pokazać, że nie mamy co do tego żadnych wątpliwości, spojrzeliśmy na siebie i mój przyjaciel zapytał:
- Żadnych gusłów i pewnie żadnych ciał?
Sternik rzucił papierosa na pokład, przydeptał go butem, spojrzał groźnie na Krzyśka i splunął za siebie.
- Jak muł coś złapie, to zasysa i nie puszcza. Panowie nurkowie to na pewno wiedzą – powiedział zaczepnie, po czym nie czekając na naszą reakcję odwrócił się na pięcie i zszedł z pokładu. Chwilę potem na ląd skoczył kot i na nikogo się nie oglądając podążył sobie tylko znaną ścieżką przez gęstwinę nadbrzeżnych zarośli. Nasza podróż zakończyła się.
- No dobra, co szef kuchni szykuje na jutro?
Siedzieliśmy przed namiotem rozstawionym na polanie kilkaset metrów od asfaltowej drogi prowadzącej od przystani promu. Prawie cały sprzęt został z tyłu samochodu, wyjątkiem były trzy srebrne skrzynki, które Krzysiek położył obok siebie i co jakiś czas czule gładził.
Spojrzał na mnie z tajemniczym uśmiechem i wycedził tylko jedno słowo:
- Transducer.
Po całym dniu w samochodzie nie miałem ani siły, ani ochoty na quizy naukowe mojego przyjaciela.
- Po prostu powiedz mi, gdzie mam to sobie włożyć i idziemy spać, OK.?
- Stary, nie tak szybko! Wiesz, ile się namęczyłem, żeby zdobyć ten sprzęt? Pozwól mi na chwilę tryumfu!
- Chwilę tryumfu będziesz miał jutro, gdy okaże się, że to jezioro jest głębsze niż dwa metry – odpaliłem życząc mu jednak tego tryumfu z całego serca. – A teraz pokaż co masz w tych pięknych, błyszczących skrzynkach.
Krzysiek wziął jedną ze skrzynek na kolana, obrócił zamkiem w moją stroną i powoli otworzył. W środku na grafitowej gąbce leżała maska pełnotwarzowa, tajemnicze pudełeczko i coś co wyglądało na słuchawki.
- Full-face – mruknąłem nie kryjąc rozczarowania. – Chyba dawno uzgodniliśmy, że nas to nie kręci?
- Kolego, patrzysz na trójelementowy zestaw, a wypowiadasz się o jego najmniej istotnej części – jeśli go uraziłem, to nie dał tego po sobie poznać. – Maska, owszem pełnotwarzowa, ale ważniejsza jest cała reszta.
Ziewnąłem szeroko, żeby pokazać mu, co naprawdę jest teraz dla mnie ważne. Na szczęście wiedziałem, że gdy wejdzie w odpowiednią fazę, to trudno go zniechęcić.
- A cała reszta to? – zapytałem, żeby nie przeciągać struny.
- A cała reszta to zestaw do komunikacji podwodnej, brachu! – wykrzyknął entuzjastycznie. - Jutro po raz pierwszy będziesz miał okazję pogadać pod wodą! I to nie z rybkami, jak to często robisz, gdy schrzanisz mieszankę, tylko z najlepszym nurkiem, z jakim przyszło ci kiedykolwiek nurkować! – dodał oczywiście wskazując na siebie.
Nie powiem, byłem pod wrażeniem jego pomysłu, ale prawdę mówiąc czasem myślałem o podwodnych pogaduszkach i jakoś nigdy specjalnie mnie do nich nie ciągnęło. Po co zakłócać ciszę, której na co dzień tak bardzo nam brakowało?
Krzysiek musiał wyczuć o czym myślę, bo nie czekając na mój komentarz zapytał:
- Pracujesz w telekomunikacji i nigdy nie miałeś ochoty pogadać pod wodą?
- Pracuję w telekomunikacji i dlatego zawsze miałem nadzieję, że nie będę musiał gadać pod wodą!
- Ale jutro pogadasz! Mało tego, nie tylko pogadasz, ale poczujesz się jak pieprzony Bat-Man!
- A co, w samochodzie masz przenośny batmański okręt podwodny? – postanowiłem sprawdzić jego wytrzymałość.
- Ultradźwięki bracie, ultradźwięki! – znów tryumfował. – Powiedz mi, dlaczego nurkowie nie używają nadajników i odbiorników radiowych pod wodą?
- Bo nurkują, żeby się wyciszyć, zrelaksować i odnaleźć wewnętrzną harmonię? – zapytałem z niewinną miną.
- A dupa! – zaczynałem go chyba powoli denerwować. - Bo fale radiowe prawie w ogóle nie rozchodzą się pod wodą, tzn. rozchodzą się, ale muszą być długie i mieć dużą moc, a to oznacza duży sprzęt. Np. anteny do komunikacji z okrętami podwodnymi mają kilka kilometrów długości i…
- Zupełnie jak twoje dirowskie węże - przerwałem mu z przekąsem.
- Śmiej się, śmiej, ale jak tego spróbujesz, to już zawsze będziesz chciał tak nurkować
- Jak to działa? – skapitulowałem.
- W masce masz mikrofon, który połączony jest z, no właśnie… - zamilkł na moment, by wziąć głęboki oddech. -… z transducerem pełniącym funkcję transceivera – zakończył patrząc na mnie z lekkim niepokojem.
Już otwierałem usta, by to skomentować, ale szybko mnie uprzedził:
- Transceiver to po prostu jednostka nadawczo-odbiorcza połączona z mikrofonem, który masz w masce i z głośniczkami zamontowanymi w tych fikuśnych słuchawkach – wystrzelił jak karabin maszynowy.
- A to drugie? – powieki zaczynały mi ciążyć, ale postanowiłem walczyć.
- A transducer to generalnie urządzenie zamieniające jeden rodzaj energii w inny – odpowiedział z belferską miną. – W tym przypadku zamienia energię elektryczną na ultradźwięki, a te, jak doskonale wiesz, świetnie rozchodzą się w wodzie. Montujesz sprzęt na czubku głowy, a on emituje ultradźwięki jak sonar okrętu podwodnego…
- Zaraz, zaraz! – przerwałem mu. – Jaką energię elektryczną?
- Po prostu twój głos! – Krzysiek zaczynał być już lekko zniecierpliwiony. – Gdy mówisz do mikrofonu, to twój głos zamieniany jest na falę - sinusoidę o zmiennej w czasie amplitudzie, która jest niczym innym niż prądem o zmiennym napięciu. A transducer zamienia ten prąd na ultradźwięki.
- Dobra, dalej – machnąłem ręką uśmiechając się do niego.
- W sumie, to całe piękno tego sprzętu polega na tym, że to już wszystko! – rozłożył ręce w geście magika kończącego swoją sztuczkę.
- Baterie? – postanowiłem być wierny roli malkontenta.
- O baterie się nie martw – postukał w drugą skrzynkę. – Nie są duże, w sam raz na pas biodrowy. Acha, nie musisz niczego włączać, niczym kręcić, ani wciskać żadnych guzików – w tym pudełeczku mieszka krasnoludek, który zna ludzką mowę i gdy ją usłyszy, to uruchamia cały system.
- Zmyślny kurdupel. Zawsze sądziłem, ze potrafią tylko gasić światło w lodówce.
Zaśmialiśmy się głośno, po czym Krzysiek zamknął walizkę. Przedstawienie skończone.
- Sprawdzę, co słychać w szuwarach – powiedziałem wstając, bo pęcherz zaczął o sobie przypominać.
- Tylko uważaj na zielarkę!
Staliśmy nad brzegiem jeziora w pełnym rynsztunku nurkowym. Tym razem najwięcej czasu zajęło oczywiście prawidłowe założenie masek i całego komunikacyjnego osprzętu. Trochę dziwnie czułem się wchodząc do wody ze słuchawkami na uszach, ale przyjaciel zapewnił mnie, ze nic im się stanie.
- Raz, dwa, raz, dwa, próba mikrofonu – głos mojego partnera brzmiał zupełnie jakby wydobywał się z jednego z pierwszych telefonów komórkowych.
– Brzoza, brzoza, tu sosna, słyszę cię głośno i wyraźnie – odpowiedziałem zgodnie z międzynarodową konwencją nurkową.
- No to do wody, bracie! – jego entuzjazmu nie zmniejszyła ani poranna rosa, ani gęsta mgła, którą dopiero niedawno zaczęły rozpraszać promienie słońca.
Z płetwami w rękach weszliśmy do wody i patrząc uważnie pod nogi skierowaliśmy się ku głębszej wodzie. Piaszczyste dno opadało łagodnie, a między nogami śmigały nam małe ławice rybek. Gdy woda sięgała nam do pasa, nałożyliśmy płetwy i zanurzyliśmy się.
- Dobrze jest! – usłyszałem radosny ton Krzyśka.
Rzeczywiście było dobrze. Ledwie znalazłem się pod wodą, a zobaczyłem sporego szczupaka nieśpiesznie omijającego nas niezbyt szerokim łukiem. Nie traciliśmy jednak czasu na buszowanie w litoralu, ponieważ plan był inny – najpierw schodzimy jak najgłębiej po stoku, jednak nie niżej niż na trzydzieści metrów. Potem zawracamy szerokim łukiem, wracamy również po stoku i płyniemy wzdłuż brzegu na czterech-pięciu metrach. Powinno nam to dać niezłe pojecie o rzeźbie i atrakcyjności tego jeziora.
Do głębokości około ośmiu metrów rozkoszowaliśmy się fantastyczną przejrzystością wody, a potem powoli zaczęliśmy zanurzać się w szarą zawiesinę. Widoczność zaczęła błyskawicznie maleć, ale do tego przyzwyczaiły nas lata nurkowań w jeziorach – dobrze wiedzieliśmy, że dwa, może trzy metry głębiej wszystko wróci do normy. Jednak na razie zupełnie straciłem swojego partnera z oczu. Wiedziałem, że jest nie więcej niż metr ode mnie, ale nie widziałem nawet jego cienia.
- Kolejne nurkowanie po omacku – usłyszałem zrezygnowany głos przyjaciela. – A myślałem, że w tym roku mamy to już za sobą…
- Nie przesadzaj, za chwilę się wypogodzi – próbowałem podnieść go na duchu.
Z głębokościomierza wynikało, że byliśmy na głębokości dziesięciu metrów i po cichu liczyłem, że już za chwilę widoczność znacznie się polepszy, a wtedy zaczniemy prawdziwą penetrację tego jeziora.
- Hej, nie mów szeptem – ten sprzęt nie jest nadzwyczajnie czuły – usłyszałem zniecierpliwiony głos przyjaciela.
- Hej, niczego nie mówiłem! – odkrzyknąłem. – Na jakiej głębokości jesteś?
- Na dwudziestu metrach – usłyszałem po chwili odpowiedź.
Krzysiek zwiększał głębokość dużo szybciej ode mnie, ale przynajmniej był już w strefie zimnej, lecz przejrzystej wody.
- Jak widoczność? – zapytałem robiąc głęboki wydech, by przyspieszyć opadanie.
- Dupa blada! – odpowiedział ze złością. – Ledwo widzę swoją dłoń!
Nie brzmiało to dobrze. Pocieszałem się, że może jest przy samym dnie i nieświadomie wzburzył zalegający tam muł. Tylko dlaczego ja będąc na piętnastu metrach również niczego nie widziałem?
- Dlaczego nucisz? – to było dziwne pytanie, nie tylko dlatego, że nie nuciłem, ale przede wszystkim dlatego, że w głosie partnera wyraźnie usłyszałem strach.
- Hej, spokojnie – w gruncie rzeczy powiedziałem to do nas obu. – Czy widzisz dno?
Czekając na jego odpowiedź spojrzałem na głębokościomierz – wskazywał osiemnaście metrów.
- Opadaliśmy prawie pionowo, więc nie powinniśmy być daleko od siebie, ale jak chcesz, to możemy zacząć się wynurzać – zaproponowałem mając powoli dość jego milczenia.
Dopompowałem powietrza do kamizelki, by nie zaryć nosem w muł i już miałem ponowić propozycję wynurzenia, gdy wśród trzasków usłyszałem cichy głos:
- Chodź do mnie!
- Nie znajdziemy się w tej zawiesinie – próbowałem racjonalnie myśleć, ale na plecach czułem już pierwsze dotknięcia paniki. – Wynurzmy się powoli, a na pewno odnajdziemy się gdzieś przy powierzchni.
- Nie odchodź! – znów usłyszałem ten cichy głos, który wcale nie brzmiał jak głos mojego partnera.
Nagle poczułem, jak Krzysiek chwyta mnie za nogę. Serce podskoczyło mi do gardła, ale ważniejszy był fakt, że udało nam się odnaleźć.
- Dobra, stary, masz mnie! – krzyknąłem do mikrofonu. – Teraz obrócę się do ciebie, a potem powoli się wynurzamy, OK.?
Zamiast odpowiedzi usłyszałem, jak mój przyjaciel zupełnie nieswoim głosem nuci jakąś piosenkę.
- Nie denerwuj się, brachu – wychrypiałem obracając się do niego. - Zaraz z tego wyjdziemy!
Przyjaciel puścił mnie, ale wiedziałem, że za chwile chwycę go i zaczniemy wynurzenie. Czując, ze obróciłem się już o sto osiemdziesiąt stopni, mocno machnąłem płetwami i wyciągnąłem ręce, by go złapać. Jednak zamiast skafandra Krzyska, moje palce natrafiły na jakąś miękką barierę. Uginała się pod naciskiem dłoni, ale nie chciała puścić. Gdy zbliżyłem do niej twarz, przez szkła maski zobaczyłem gruby, brunatny materiał. W tym samym momencie poczułem, że moje płetwy również napotykają opór tego materiału. Usłyszałem swój świszczący oddech i poczułem, jak wszystkie moje mięsnie sztywnieją.
- O, Boże, Boże, Boże! – mamrotałem bezwiednie, podczas gdy mózg walczył, by zablokować te jedną informację, której zrozumienie dzieliło mnie od szaleństwa. Byłem uwięziony w wielkim worku.
Czarny kot leżący na rozgrzanej masce naszego samochodu prychnął cicho. Żółte ślepia miał przymknięte, ale doskonale widział bąble powietrza gotujące się na powierzchni wody. Jednak gdy tylko tafla jeziora wygładziła się, wstał, przeciągnął się powoli i skoczył w nadbrzeżne zarośla. Dobrze wiedział, że tego dnia nie wydarzy się tu już nic ciekawego, a przecież całkiem niedaleko czekały na niego delikatne, blade dłonie, które miały cały czas świata na myzianie za uchem. Lato było upalne, więc wcale nie przeszkadzał mu ich chłód.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum